Zwierzęta użytkowane na potrzeby militarne

Na wojnach, prócz ludzi, ginęły i giną również zwierzęta. Są nie tylko ofiarami, ale też są wykorzystywane jako żołnierze w prowadzonych przez ludzi działaniach wojennych. Giną na wojnie podczas bombardowań, stają się ofiarami przemocy obcych wojsk wkraczających na zdobyte terytorium, jak np. zwierzęta przebywające w warszawskim zoo w 1939 roku, na które polowali wyżsi rangą oficerowie niemieccy; są zabierane od swoich opiekunów – np. podczas trwania niemieckiej okupacji na terenie Polski zwierzęta były odbierane żydowskim opiekunom; czy też są porzucane przez opiekunów, gdy ci uciekają – jako przykład przywołać można choćby paniczną ucieczkę Izraelczyków przed atakami Hamasu, kiedy po drodze na lotniska porzucali swoje psy czy koty.

Podczas II wojny światowej, w czasie bombardowań miast w Wielkiej Brytanii, Niemczech, czy w trakcie wojny domowej w Hiszpanii w latach 1936–1939, gdy frankiści bombardowali republikańską Barcelonę czy Madryt, ludzie ukrywali się w schronach przeciwlotniczych. Niestety, nie pozwalano im tam zabierać zwierząt. Co więcej, w 1939 roku, gdy po niemieckim ataku na Polskę Wielka Brytania i Francja wypowiedziały Niemcom wojnę, w Wielkiej Brytanii 750 tys. zwierząt domowych zostało zamordowanych. Były rozstrzeliwane na ulicach, wrzucane w workach do kanałów, poddawane eutanazji. Miało to związek z wydanym przez National Air Raid Precautions Animals Committee rozporządzeniem, by opiekunowie zwierząt, o ile mają taką możliwość, wysyłali swoje zwierzęta na wieś, a jeśli nie mają takiej możliwości najlepszym rozwiązaniem miało być uśpienie zwierzęcia. Powodem miało być racjonowanie żywności, której miało już nie starczyć dla zwierząt.

Od wieków zwierzęta były wykorzystywane w działaniach militarnych jako żołnierze – konie i muły uczestniczyły w walkach, transportowały broń, aprowizacje, przewoziły sprzęt i ludzi. Podobnie jak słonie czy wielbłądy. Psy poszukiwały rannych, podczas II wojny światowej spełniały funkcję przynęty dla wroga, a także były szkolone przez Armię Czerwoną na żywe miny, które miały wysadzać w powietrze niemieckie czołgi. Nauczone podczas treningu, że pod czołgiem jest jedzenie, psy wczołgiwały się pod niemiecki czołg, uruchamiały zapalnik i wysadzały czołg i siebie. Psy były wykorzystywane do wykrywania min – np. armia Stanów Zjednoczonych podczas wojny w Wietnamie wykorzystywała 5 tys. psów do wykrywania pułapek partyzantów Wietkongu. Z 5 tys. służących w armii psów do domu wróciło 150.

Do prowadzenia wojen wykorzystywano również ptaki. Gołębie wykorzystano do działań militarnych jako posłańców w 1870 roku podczas oblężenia Paryża przez wojska pruskie. Odcięci od reszty Francji obrońcy Paryża wykorzystali do komunikacji gołębie, które do końca wojny przeniosły ponad milion wiadomości. Podczas I wojny światowej gołębie przenosiły wiadomości pocztowe między poszczególnymi oddziałami, mając 98% skuteczność, w przeciwieństwie do telegrafu. 20 tys. gołębi straciło życie. W 1914 roku wycofujący się Belgowie spalili 2 500 gołębi pocztowych, by nie wpadły one w ręce wroga. Przeraża historia Cher Ami, gołębia służącego w amerykańskiej 77 dywizji w lasach aragońskich podczas I wojny światowej. Okrążony przez siły niemieckie amerykański batalion usiłował wysyłać wiadomości z prośbą o wsparcie, jednak wszystkie wysłane ptaki zostały zestrzelone przez niemieckich snajperów tuż po wypuszczeniu przez aliantów. Dopiero Cher Amiemu udało się doręczyć wiadomość i to mimo odniesionych kilku ran – ptak stracił oko, był ranny w kilku miejscach w pierś, łapka trzymała się na kilku zaledwie ścięgnach. Ptak został uhonorowany francuskim odznaczeniem Croix de Guerre i wysłany z powrotem do Stanów Zjednoczonych. Po roku zmarł z powodu odniesionych ran, były zbyt poważne, by mógł dalej funkcjonować. Został „doceniony” po śmierci – można go oglądać wypchanego w Smithsonian Institution w Waszyngtonie.

Podczas II wojny światowej w armii amerykańskiej został powołany korpus ptasi, w którym służyło 54 tys. gołębi i 3 tys. ludzi. Informację o pomyślnym wyniku operacji D-Day – lądowania wojsk alianckich w Normandii w 1944 roku – do Wielkiej Brytanii doręczył gołąb Gustaw.

Amerykanie używali gołębi podczas wojny w Iraku w 2003 roku – towarzyszyły one wojskom amerykańskim i miały ostrzegać przed atakiem chemicznym. Podobnie jak podczas I wojny światowej kanarki były wykorzystywane do wykrywania rozpylanych przez wroga trujących gazów: śmierć ptaków była znakiem, że w powietrzu jest trucizna.

Począwszy od XIX wieku wojska testowały nowe osiągnięcia techniki na zwierzętach. Gaz musztardowy wykorzystywany podczas I wojny światowej został przetestowany wcześniej na królikach. Myliłby się ten, kto myśli, że testowanie broni bakteriologicznej czy chemicznej na zwierzętach to przeszłość. Stany Zjednoczone do tej pory wykorzystują zwierzęta w ten sposób, podobnie inne kraje. Każdego roku tysiące zwierząt są infekowane śmiertelnymi patogenami takimi jak – febra, ebola czy gorączka krwotoczna krymsko-kongijska. Jak kończą zwierzęce ofiary ludzkich eksperymentów? Z wewnętrznym krwotokiem, paraliżem, krwawieniem z oczu, psychozami, by na koniec umrzeć.

Również obecnie armie korzystają ze zwierząt – w armii USA wykorzystywane są delfiny i lwy morskie, które mają nie tylko wykrywać miny, ale również znajdować nurków wroga i krępować im nogi.

Na świecie znajdują się dwie bazy wojskowe z tresowanymi delfinami – San Diego w USA i Sewastopol (Bałakława), na Krymie, dawniej należąca do Ukrainy, obecnie zaanektowana przez Rosję. Delfiny były w niej tresowane od połowy lat 60. XX wieku: miały lokalizować płetwonurków przeciwnika, unieszkodliwiać ich m.in. za pomocą specjalnego noża przytwierdzonego do ciała, a nawet być używane jako kamikadze do wysadzania okrętów przeciwnika. Po upadku ZSRR i powstaniu niepodległej Ukrainy zwierzęta trafiły jako turystyczna atrakcja do otwartych dla zwiedzających delfinariów. Ale nie tylko: koleje losu niektórych delfinów z bazy w Bałakławie były jeszcze tragiczniejsze – część z nich w 2000 roku trafiło do Iranu, gdzie miały być dalej wykorzystywane jako podwodni żołnierze. W 2012 roku Ukraina reaktywowała program militarny z udziałem delfinów. Nie potrwał on jednak długo – w lutym 2014 roku minister obrony zapowiedział zamknięcie programu i wypuszczenie delfinów na wolność albo przekazanie ich do cywilnych delfinariów. Nie doszło jednak do tego. Po aneksji Krymu przez Rosję również i baza w Bałakławie wraz z delfinami została przejęta przez wojska rosyjskie. Rosja na pewno będzie chciała ją utrzymać i kontynuować program militarnego wykorzystywania zwierząt.

Zwierzęta, m.in. świnie są wykorzystywane w armiach jako „worki treningowe” – żołnierze na nich uczą się zabijać. Według danych amerykańskiego Departamentu Obrony z 2007 roku 488 237 tys. zwierząt było używanych do badań, edukacji i różnego rodzaju ćwiczeń. Liczba ta wzrasta – w 2006 roku amerykańskie wojsko używało do wymienionych wcześniej działań 364 629 tys. zwierząt. Amerykańskie wojsko wykorzystuje m.in. psy, koty, gęsi, świnie, myszy, ryby, owce, ptaki, króliki, szczury i naczelne – pali się je, strzela się do nich, topi się je, skalpuje, truje, gazuje, wysadza w powietrze. Niewyobrażalna ilość typów śmierci staje się ich udziałem.

Mark Hawthorne w swojej monograficznej publikacji „Bleating Hearts. The Hidden World of Animal Suffering” podaje, że wojsko Stanów Zjednoczonych, ale także sześciu innych krajów będących w NATO – Kanady, Danii, Norwegii, Wielkiej Brytanii, a także uwaga – Polski, prowadzi treningi dla personelu medycznego w zakresie umiejętności przydatnych do podtrzymywania życia żołnierzy. Wykorzystuje się do tego gęsi i świnie jako substytuty ludzi. Nie są to niewinne treningi: udowodniło to śledztwo amerykańskiej organizacji PETA z 2012 roku. Zwierzęta są na żywca krojone, otwierane są im brzuchy, wyciągane organy wewnętrzne, odcinane kończyny, strzela się do nich, a następnie podtrzymuje przy życiu – by nauczyć medyków jak najdłuższego utrzymywania przy życiu żołnierzy na linii frontu. Trwa to kilkanaście godzin, podczas których zwierzęta odczuwają niewyobrażalny ból. Amerykanie obiecują, że w 2018 roku przerażające szkolenia na zwierzętach zostaną zastąpione innymi metodami. Inne kraje dotychczas nie wypowiedziały się w tym zakresie.

Zwierzęta były również wykorzystywane przy testowaniu broni – przez Amerykanów podczas testów nad bombą atomową w latach 40. – oraz poddawane eksperymentom. Na przykład w 1946 roku amerykańskie wojsko zdetonowało ładunek nuklearny na atolu Bikini na Południowym Pacyfiku. Aby sprawdzić efekty wybuchu, na wojskowych okrętach rozmieszczonych w pobliżu planowanego miejsca detonacji umieszczono 3 030 szczurów, 176 gęsi, 147 świń, 109 myszy, 57 świnek morskich. Mało tego – niektóre ze świń zostały przebrane w mundury marynarki wojennej, by sprawdzić, jak materiał będzie reagował w takiej sytuacji. Wybór padł na świnie z konkretnego powodu – podobieństwa ich skóry do ludzkiej. Pozostałe zwierzęta zostały wcześniej ogolone tak by nic nie ochroniło je od promieniowania. Zwierzęta, które przetrwały wybuch umarły od ran albo zostały zabite podczas dalszych badań prowadzonych przez wojsko.

Podobnie w Wielkiej Brytanii – w Porton Down, tajnym ośrodku wojskowym od 1916 roku przeprowadzono eksperymenty na 16 milionach zwierząt. Rząd przyznał, że między 2006 a 2009 rokiem wysadzono w powietrze 119 żywych świń w ośrodku badawczym w Porton Down.

Rosjanie podczas zimnej wojny, na terenie Uzbekistanu na wyspie Wozrożdienija na Morzu Aralskim stworzyli poligon doświadczalny dla testów z bronią bakteriologiczną – przed rozpoczęciem badań wymordowano wszystkie żyjące na wyspie ptaki i owady, by nie roznosiły zarazków poza wyspę. Broń biologiczną testowano na tysiącach koni, małp, królików i osłów.

Wesprzyj Owcę!

Wspierając nas sprawiasz, że historie zwierząt kończą się szczęśliwie.