Co ze zwierzęciem, gdy para się rozstaje?

Od 2-3 lat nie ma niemal tygodnia, bym nie dostała telefonu od zrozpaczonej i jednocześnie zdeterminowanej osoby, która zaczyna przeciwko byłej partnerce czy byłemu partnerowi walkę o zwierzę. Dotyczy to rozstających się par, które z różnych powodów nie są w stanie porozumieć się w sprawie zwierzęcia towarzyszącego, którym wcześniej wspólnie się opiekowali. A prawo nie pomaga. Na pewno zaś nie daje prostych rozwiązań dostępnych od ręki.

christian-erfurt-sxQz2VfoFBE-unsplash

Zastrzeżenie odnośnie języka

W tym artykule omawiam obowiązujący stan prawny, a zatem nieuniknione jest sięganie po pojęcia takie, jak „właściciel” i „własność”. Za każdym razem jednak, gdy używam ich w odniesieniu do zwierząt, biorę je w cudzysłów jako wyraz tego, że w związku z brakiem dedykowanych zwierzętom przepisów o opiece, elementem opisu prawnego relacji człowiek – zwierzę jest stosunek „własnościowy”, ale o zupełnie innej mocy niż w przypadku rzeczy. Mam jednak nadzieję, że ten uprzedmiotawiający zwierzęta język ulegnie kiedyś radykalnej zmianie.

„Ten pies jest mój!”, czyli o błędnym rozumieniu pojęcia „właściciel”

Co to znaczy, że pies jest Twój i w jakim zakresie możesz, powołując się na swoje „prawo do psa”, żądać jego wydania albo zdecydować o jego zatrzymaniu u siebie?

Zacznijmy od tego, że zgodnie z art. 1 ust. 1 ustawy z dnia 21 sierpnia 1997 r. o ochronie zwierząt, zwierzę nie jest rzeczą, lecz czującą, żywą istotą. Co prawda ust. 2 stanowi, że w sprawach nieuregulowanych w w/w ustawie stosuje się odpowiednio do zwierząt przepisy dotyczące rzeczy (zaś w dalszych przepisach ustawy występuje pojęcie „właściciela” i „własności”), ale to wcale nie oznacza, że istnieje wobec psa/kota czy innego zwierzęcia towarzyszącego jakieś „święte prawo własności”. Przepis bowiem mówi o „odpowiednim stosowaniu”, a to determinuje konieczność uwzględniania za każdym razem faktu, że mamy do czynienia z żywą istotą, wobec której obowiązuje nakaz jej humanitarnego traktowania (art. 5), a zatem obowiązek uwzględniania jej potrzeb (art. 4 pkt 2). Tytułem przykładu – rzecz zasadniczo właściciel może porzucić (art. 180 Kodeksu cywilnego). Porzucenie zwierzęcia zaś jest przestępstwem (art. 35 ust. 2 w zw. z  art. 6 ust. 2 pkt 11 ustawy o ochronie zwierząt). Proces, w którym zwierzęta wyjęto z prawnej kategorii rzeczy nazywa się deifikacją.

Naczelny Sąd Administracyjny w wyroku z 3.11.2011 r. (sygn.. akt III OSK 1628/11) wskazał, że w formule dereifikacji zwierzęcia zawarty jest nakaz skierowany do organu orzekającego, aby w każdym wypadku zastosowania przepisów prawa cywilnego w odniesieniu do zwierząt rozważył, czy ewentualnie wchodzące w grę przepisy nie wymagają reinterpretacji z uwagi na to, że przedmiotem np. sprzedaży jest zwierzę, a więc istota żyjąca (…). Samo zatem powołanie się na hasło „ale ten pies jest mój!” to za mało.

W literaturze prawniczej (np. M. Goettel, „Sytuacja zwierząt w prawie cywilnym”, Wolters Kluwer, s. 60; K.Kuszlewicz, „Komentarz do ustawy o ochronie zwierząt”, Wolters Kluwer, s. 54) podkreśla się konsekwentnie, że nawet, jeśli sięgniemy w stosunku do zwierząt po przepisy o rzeczach w zakresie własności, to nie jest to własność bezwzględna, tak silna jak przy przedmiotach. To raczej zestaw praw i obowiązków.

Jeśli zatem jesteś w sytuacji sporu o zwierzę w związku z rozstaniem się z partnerem/ką, to szukaj argumentów nie tylko „własnościowych”, ale przede wszystkim wskazujących na rzeczywiste sprawowania opieki nad zwierzęciem.

Nie chcę przez to powiedzieć, że dokumenty, w których wskazany jest „właściciel” zwierzęcia nie mają żadnego znaczenia. Umowy adopcji, darowizny, niestety wciąż jeszcze dopuszczalne umowy sprzedaży, książeczka zdrowia, dane w czipie, zaświadczenie o szczepieniu – będą działały wspierająco, ale tylko, o ile jest to spójne z rzeczywistą opieką nad zwierzęciem.

Jeśli ktoś wpisany jest w umowie jako „właściciel”, a przez lata to druga osoba sprawowała rzeczywistą opiekę nad zwierzęciem i ma z nim realną więź, ona w razie sporu moim zdaniem powinna wygrać w sądzie. Jeśli zaś dana osoba posiada i dokumenty „własnościowe” i dowody na istnienie więzi ze zwierzęciem, jest w najlepszej sytuacji.

Ważniejsze są więzi niż formalna „własność”

Tak, jak zostało powiedziane wyżej, choć ustawa o ochronie zwierząt posługuje się terminem „właściciel” zwierzęcia, a nadto odsyła do przepisów o rzeczach, same „papiery” to za mało. Odpowiednie stosowanie przepisów o rzeczach nie wyłącza bowiem najważniejszych przepisów ustawy, z których wynika, że zwierzę rzeczą nie jest, zaś człowiek ma obowiązek uwzględniać potrzeby zwierzęcia. Znajduje to odzwierciedlenie w orzecznictwie sądowym, które zdążyło już potwierdzić, że więź człowieka ze zwierzęciem może być traktowana jako dobro osobiste człowieka, zaś więź zwierzęcia z człowiekiem – opiekunem należy rozpatrywać w kontekście dobra chronionego w ramach zasady humanitarnego traktowania.

Skoro bowiem pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem towarzyszącym istnieje trwała, mocna relacja, oparta na zaufaniu, bezpieczeństwie, miłości, to oczywistym staje się, że odrywanie zwierzęcia od tego człowieka naruszy potrzeby każdego z tych podmiotów (tak, dla mnie zwierzę jest podmiotem).

eric-han-WJ6fmN1D-h0-unsplash

W 2013 r. Sąd Okręgowy w Sieradzu rozpoznawał ciekawą sprawą, w której stanął przed decyzją, czy orzec nakaz oddania adoptowanego psa z powodu naruszenia przez adoptującego umowy (zmienił miejsce pobytu psa). Sąd wskazał w uzasadnieniu, że od ponad roku pies rasy bokser, którego domagał się wydania powód ma zapewnioną opiekę i leczenie, przebywa wśród poznanych w tym okresie opiekunów, którzy się nim zajmują. Nie jest zwierzęciem bezdomnym, któremu trzeba zapewnić opiekę w schronisku, a zabieranie zwierzęcia od opiekunów i umieszczenie w schronisku wiązałoby się dla niego z cierpieniem (…) (Wyrok SO w Sieradzu z 17.12.2013 r., I Ca 459/13).

Z kolei Sąd Apelacyjny w Krakowie w 2017 r. stwierdził, że za dobro osobiste człowieka, podlegające ochronie na gruncie prawa cywilnego, może zostać uznana jego więź ze zwierzęciem, w szczególności z psem. Zerwanie tej więzi może wywoływać u człowieka smutek, tęsknotę, poczucie straty. Fakt, że zwierzę jest istotą żywą, odczuwającą ból może powodować u człowieka także współczucie i współprzeżywanie doznawanego przez zwierzę cierpienia.  (Wyrok SO w Krakowie z 7.09.2017 r., II Ca 1111/17).

Skoro obustronna relacja pomiędzy człowiekiem- opiekunem zwierzęcia, a zwierzęciem traktowana jest jako dobro prawnie chronione (na podstawie różnych przepisów), to staje się wartością konkurencyjną w stosunku do formalnej „własności”.

Moim zdaniem dobrze udowodniona relacyjność – głęboka, długa, pełna, troskliwa, zapewniająca radość i poczucie i bezpieczeństwa wygra ostatecznie w sporze o zwierzę z dokumentami krzyczącymi tylko „to jest mój pies/kot!!!”. Jak ją udowodnić? Poprzez zdjęcia, filmy, zeznania świadków, dokumentację z wizyt weterynaryjnych, opinię behawiorystki/ty.

A co jeśli każda osoba z rozstającej się pary figuruje jako „właściciel” i kocha zwierzę, a ono ją?

Najlepsze, co można zrobić w takiej sytuacji, to dojść do porozumienia na drodze np. mediacji. Jeśli pójdziecie do sądu, bezsprzecznie którąś stronę mocno zaboli wyrok. Zwierzęcia nie da się podzielić i raczej opieka naprzemienna – tak jak przy dzieciach – nie jest praktykowana. Nie istnieją póki co przepisy dedykowane zwierzętom w takich sytuacjach, więc „wpadniecie” w stosunki rzeczowe. Będziecie występować jako „współwłaściciele”, a zatem sąd rozpozna sprawę w postępowaniu o zniesienie współwłasności. Jednej osobie ostatecznie przyzna zwierzę, drugiej nie, orzekając ewentualnie tzw. spłatę. Nie róbcie sobie tego. Do sądu warto iść wtedy, kiedy siły nie rozkładają się po równo, a mimo to osoba, która ma mniejszy związek ze zwierzęciem, upiera się przy jego zatrzymaniu.

Wnioski

Spory o zwierzęta mogą przybierać różne formy: od zawiadomień na Policję o ich kradzieży (gdy ktoś powołuje się na swoje „prawo własności”, a druga strona je narusza i zwierzę siłowo bądź podstępem zabiera – czasem celowo, by przysporzyć więcej cierpienia byłej partnerce/ byłemu partnerowi), pozwów o wydanie zwierzęcia (w podobnym przypadku, jak wyżej opisany, ale załatwianym na drodze cywilnej), spraw o zniesienie współwłasności oraz powództw o naruszenie dóbr osobistych.

„Własność” jest ważna, ale nie ważniejsza niż relacyjność i prawdziwa, trwała więź.

Warto zadbać od początku, gdy przyjmuje się opiekę nad zwierzęciem o wskazywanie w jej dokumentach osoby, która w sposób pierwszorzędny jest za zwierzę odpowiedzialna. W praktyce jednak bardzo często te dokumenty „własnościowe” z upływem lat się między partnerami/kami mieszają (umowa jest na jedną osobę, czip na drugą etc.), w związku z czym konieczne w razie sporu staje się skonfrontowanie z faktyczną opieką sprawowaną przez ostatnie lata.

Zwierzęta towarzyszące coraz częściej uznawane są wprost przez sądy za członków rodziny, a zatem sprzeczne z tzw. zasadami współżycia społecznego (art. 5 Kodeksu cywilnego) byłoby premiowanie „prawa własności” ustalonego wyłącznie w oparciu o formalny status zwierzęcia względem faktycznej więzi emocjonalnej.

Karolina Kuszlewicz – adwokatka, rzeczniczka ds. ochrony zwierząt w Polskim Towarzystwie Etycznym, autorka Komentarza do ustawy o ochronie zwierząt (Wolters Kluwer 2021) oraz książki “Prawa zwierząt. Praktyczny przewodnik” (Wolters Kluwer 2019). Prowadzi Kancelarię specjalizującą się w obronie zwierząt i przyrody. W 2017 r. uznana w rankingu Rising Stars “Prawnicy – liderzy jutra” za najlepszą prawniczkę młodego pokolenia. Stworzyła “koncepcję prawa wrażliwego” (ZOEpolis 2021). Autorka bloga “W imieniu zwierząt i przyrody – głosem adwokatki”.

Tekst powstał w ramach projektu „Mają prawa? Sprawdzamy!” realizowanym  dzięki dotacji otrzymanej w ramach Programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię w ramach Funduszy EOG.

Chcesz więcej takich praktycznych i pomocnych materiałów na naszej stronie?  Wpłać darowiznę i pomóż nam je opracować! Dla zwierząt!

Poprzedni post

Następny post

Wesprzyj Owcę!

Wspierając nas sprawiasz, że historie zwierząt kończą się szczęśliwie.